Już po raz 13. w Pelplinie na terenie dawnego opactwa  cysterskiego odbył się coroczny Jarmark Cysterski. Z tej okazji do tajemniczego i uśpionego miasta zjechały wszystkie najdostojniejsze duszyczki,  którym Rzeczypospolita cała wielkie czyniła przywileje. Byli wśród nich   rycerze i wojownicy, szlachta i inni dostojnicy, wielcy magowie i świata wodzowie. Był i sam Jan III Sobieski, który jak legenda pewna głosiła, za dużo w dzień owy upił się wina. Wszak nie nam, to rozpamiętywać, a już tym bardziej o szczegóły owego zajścia kogokolwiek wypytywać. Przybyli też wreszcie i  tacy, którzy nie zwykli mieć życia podanego na srebrnej tacy. Dręczyła ich praca i bieganina, więc przyjechali do gościnnego Pelplina. Zaznali tu radości z wszelkiej zabawy, i wnet pomyśleli, że to jakieś czary. Lecz prędko sobie uzmysłowili, że nie oni jedni poloneza na stole tańczyli.

W czasie, gdy śmiertelnicy na dobre się bawili, prawdziwi rycerze bój na śmierć i życie zawzięcie toczyli. Poczęli okładać się na dobre mieczami, tak, że od rąk nie mogli ruszać już palcami. Nagle spadła jednemu złota rękawica, uderzyła w ziemię, niby wielka kotwica. A on nic sobie nie robi z tego, na ziemię powala przeciwnika półumarłego. Na placu całym podniosła się wrzawa, bo goście nie wiedzieli, że to tylko zabawa. Jeszcze przez chwilę słychać było głuchawe trzaski i nim się ukłonili, czekały ich oklaski.

W turnieju rycerskim najznamienitsi uczniowie z powiatu stanęli do walki, by kto jest najlepszym, pokazać całemu światu. Strzelali z łuku, skakali w workach i rzucali włóczniom, wszak czy przystoi to grzecznym uczniom? Nie do mnie proszę kierować pytania, mi tylko kazano spisywać zeznania.  Drużyna Collegium Marianum, tak ostry bój toczyła, że 1. miejsce od razu  wywalczyła.

Na  koniec jeszcze Szwedzi Pelplin zaatakowali i na widok naszego oręża od razu się wycofali. Historyczna atmosfera trwałaby i trwała, gdyby nie fakt, że skończyć się wreszcie kiedyś musiała. Rycerze rozeszli się wszędy, a  pozostały już po nich tylko legendy. Wielu z Pelplina - żyje o krok, więc pewnie wrócą tu jeszcze za rok.

Mateusz Wałdoch

GALERIA